Nie darzę Gameloftu zbyt wielką sympatią. Lider rynku gier na urządzenia mobilne odnosi co prawda liczne sukcesy sprzedaży kolejnych tytułów, jednak niemal wszystkie z nich są bezczelnymi, mniej lub bardziej udanymi plagiatami gier wydanych przez inne studia. Tak było choćby z Hero of Sparta (bazowało na God of War), Order & Chaos (World of Warcraft) czy Zombie Infection (Resident Evil). To nie jedyne tytuły, które Gameloft postanowił powielić. Niedawno w App Store pojawiło się Modern Combat 3: Fallen Nation, będące kopią Call of Duty: Modern Warfare 2. Tym tytułem francuskie studio pokazało jednak, że potrafi wykorzystać cudze pomysły tak, by otrzymać iście znakomity efekt. Zapraszam do recenzji.

Cykl Modern Combat został zapoczątkowany dwa lata temu. Pierwsza część została bardzo dobrze przyjęta - jak na owe czasy grafika prezentowała się świetnie a grywalność stała na bardzo wysokim poziomie. Do sukcesu gry przyczynił się też fakt, że liczba FPS’ów na iOS była niewielka, poza tym dopiero w Modern Combat sterowanie dało się łatwo opanować. Rok później wydano drugą część, w której nacisk położono na rozgrywkę dla wielu graczy. Inspiracje serią Call of Duty były bardzo wyraźne. Gracz zdobywał kolejne poziomy doświadczenia, odblokowywał broń, ulepszenia do niej oraz dodatkowe atuty ułatwiające grę. Pierwsze Modern Combat odniosło sukces, drugie przerosło starszego brata o kilka klas. Fallen Nation bije je jednak na głowę.

W grze wcielamy się w żołnierzy amerykańskiej armii, walczących z koalicją KPR (Korea - Pakistan - Rosja). Fabuła jest odrobinę mniej idiotyczna niż w poprzednich częściach, nadal jednak sprawia wrażenie, jakby została wymyślona przez wielkiego grafomana, będącego pod wpływem fantazyjnych środków rozweselających. Na szczęście historia nie odgrywa tutaj żadnej znaczącej roli, jej rolą pozostaje jedynie wyjaśnienie dlaczego zwiedzamy dany kawałek globu. Szkoda, że postacie również pozostają trochę bezpłciowe. Owszem, żołnierze nie stronią od rzucenia soczystego pozdrowienia do przeciwników, a same dialogi brzmią całkiem rozsądnie jednak rysy poszczególnych postaci nie zostały wyraźnie nakreślone, i to nawet tych, które towarzyszą nam przez większość rozgrywki.

Kampania dla jednego gracza jest dość długa. Twórcy przygotowali kilkanaście misji, przy czym jedna trwa około 20-30 minut. To miłe zaskoczenie, zwłaszcza, że do singla wraca się dosyć często (a ma to związek z problemami z multi). Kampania jest do bólu liniowa, przeciwnicy wybiegają zawsze dokładnie z tych samych miejsc i stosują wszędzie tą samą taktykę. Trudno tu mówić o sztucznej inteligencji, jednak w przypadkach, gdy zaskoczymy przeciwnika ten potrafi się nawet schować za przeszkodą. Dobre i to. Duża ilość skryptów ma jednak jedną dobrą stronę - gra wygląda dzięki nim niezwykle filmowo. W Fallen Nation znalazło się wiele przerywników, w których jesteśmy ogłuszeni, ranni lub skaczemy z wysokości. Najczęściej uczestniczymy w nich aktywnie celując lub przesuwając palcem po ekranie (koniec z potrząsaniem urządzeniem, nareszcie!), przez co dynamika rozgrywki ani na moment nie zwalnia. Efekt jest zniewalający - nie ma tutaj mowy o odpoczynku, na dodatek zadania są na tyle zróżnicowane, że po pewnym czasie skrypty przestają przeszkadzać. Jedna z misji polega na ostrzale wroga z samolotu i ochronie swojego oddziału. Inna zmusza nas do skradania się i likwidowania przeciwników z odległości. Wreszcie nie musimy biegać z karabinem przez cały czas, otwierać drzwi kopniakiem i wybijać wszystkiego, co się rusza. Większość gry co prawda tak wygląda, jednak tym razem dzięki przerywnikom i większej współpracy z drużyną nie jest monotonnie.

Fallen Nation już na pierwszych screenshotach wyglądało świetnie. Obawiałem się, że czar pryśnie wraz z uruchomieniem gry i pojawieniem się klatkujących animacji. Nic takiego się jednak nie stało. Modern Combat 3 prezentuje się genialnie, otoczenie jest bardzo szczegółowe, modele postaci wyglądają świetnie i poruszają się całkiem realistycznie a dzierżona w ręce broń budzi podziw ilością detali. Jedynie pojazdy wyglądają przeciętnie. Wszystko zostało doprawione efektami rozmyć, wybuchów oraz refleksami światła. Było to możliwe dzięki zastosowaniu autorskiego silnika graficznego Gameloftu, który radzi sobie z generowaniem tak zaawansowanej grafiki, na dodatek wszystko jest bardzo płynne. Widać wyraźnie, że Fallen Nation wykorzystuje możliwości iPada 2 oraz iPhone’a 4S. Na starszych urządzeniach nie ma niektórych efektów graficznych, jednak rozgrywka nadal jest płynna (chociaż zdarzają się sporadyczne zacięcia).

Gameloft nigdy nie słynął z umieszczania w swoich produkcjach dobrej muzyki. Nawet konwersje robione przez tą firmę były opatrzone marnym brzdąkaniem zamiast oryginalnego soundtracka (tak było choćby z Prince of Persia: Warrior Within). Tutaj udźwiękowienie dorównuje jednak poziomem grafice. Motywy brzmiące w tle budują atmosferę, głosy postaci są przekonujące, a dźwięki wystrzałów mają moc (wybuchy brzmią jednak przeciętnie). Jest jednak jeden poważny problem. O ile na głośniku wbudowanym w iPada czy iPhone’a wszystko brzmi dobrze, to już na słuchawkach wyraźnie wychodzi słaba jakość nagrań. Trzaski są dość uciążliwe, dźwięk jest płaski, pozbawiony głębi. To wbrew pozorom duże niedociągnięcie, w multiplayerze gra w słuchawkach pozwala lepiej zorientować się w przestrzeni. Z tak słabą jakością dźwięku trudno się jednak zmusić do korzystania z czegoś innego, niż wbudowany głośnik.

Jeszcze kilka lat temu multiplayer w grach na urządzenia przenośne traktowało się raczej jako ciekawostkę. Teraz sytuacja odrobinę się zmieniła. W przypadku Fallen Nation odwróciła się wręcz o 180 stopni, rozgrywka dla wielu graczy jest bowiem najważniejszym trybem. Trudno powiedzieć, dlaczego Gameloft zrobił tak dobrą grę sieciową, jednocześnie olewając klientów i udostępniając tak słabe serwery. Połączenie się trwa bardzo długo, często jest też przerywane z bliżej nieznanych powodów. W kilka dni po premierze obciążenie serwerów było tak duże, że gra online była właściwie niemożliwa, z czasem sytuacja uległa tylko niewielkiej poprawie. Sam multiplayer jest świetny, jednak nic nie usprawiedliwia pobłażliwego podejścia Gameloftu do graczy.

Jeśli uda się nam połączyć, trafimy do ekranu naszej postaci. Za postępy w rozgrywce otrzymujemy doświadczenie oraz pieniądze. To pierwsze pozwala awansować na kolejne poziomy i odblokowywać broń oraz atuty. Pieniądze służą nie tylko do nabywania uzbrojenia, pozwalają też ulepszyć dany atut czy też wezwać podczas gry nalot albo uruchomić radar. Nie podoba mi się to rozwiązanie - możliwość kupienia ataku śmigłowca zamiast zdobycia go za serię ofiar przechyla szalę zwycięstwa na stronę osób, które mają duże zasoby gotówki (które można powiększyć przez realny zakup wewnątrz aplikacji). Co prawda trzeba być przeciętnie inteligentnym, by inwestować kilka euro w zrzucenie na głowę wirtualnego wroga garści bomb, jednak i z takimi przypadkami można się spotkać.

Wachlarz dostępnego uzbrojenia jest pokaźny. Znajdziemy w nim karabiny szturmowe, wyrzutnie rakiet, karabiny snajperskie, strzelby, pistolety, różnego rodzaju ładunki wybuchowe czy noże do rzucania. Do broni możemy dokupić ulepszenia, w tym tłumik czy jeden z celowników optycznych. Do tego dochodzą atuty, które zwiększają możliwości gracza. Wśród nich znalazła się kamizelka kuloodporna, szybsza regeneracja życia, szybkie przeładowanie i tym podobne ulepszenia. Ilość dostępnych broni i dodatków motywuje do próbowania coraz to innych konfiguracji, odkrywania kolejnych przedmiotów i pozostawania online przez długie godziny. Do tego dochodzą wyzwania, polegające zazwyczaj na ustrzeleniu odpowiedniej liczby delikwentów z danej broni. Jeśli dodamy do tego serie ofiar (od włączenia radaru, poprzez działko strażnicze po bombę atomową kończącą mecz), to otrzymamy receptę na bardzo wciągającą rozgrywkę.

Multiplayer oferuje kilka trybów gry. Battle to walka „każdy na każdego”, Team Battle to z kolei odmiana drużynowa, polegająca na uzyskaniu odpowiedniej liczby fragów. Capture the Flag również niczym się nie wyróżnia - nadal polega na przeniesieniu flagi z bazy przeciwnika do swojej. Manhunt to z kolei polowanie na gracza z flagą. Aby wygrać, wystarczy być w jej posiadaniu dostatecznie długo. Nie jest to jednak łatwe zadanie, przeciwnikami są wtedy wszyscy pozostali gracze. Destruction polega na zniszczeniu kilku celów na mapie. Ten tryb bardzo mi się spodobał, nie potrzebujemy żadnych specjalnych bomb, cele można zniszczyć za pomocą dowolnego oręża. Jeśli jednak koniecznie chcemy bawić się w podkładanie ładunków wybuchowych, to jest to możliwe w Bomb Squad. Na koniec zostało Zone Control, które polega na zdobyciu i utrzymaniu pod kontrolą trzech punktów na mapie. Pozycje te umieszczone są tak, że ich obrona nie należy do łatwego zadania, więc przy zrównoważonych zespołach rozgrywka jest bardzo dynamiczna.

Do dyspozycji graczy oddano 6 map. Czy to mało? Owszem, i to bardzo. Lokacje są jednak zróżnicowane, ponadto każda z map jest duża i dopracowana. W kilku miejscach znalazłem niestety niewidzialne ściany, przez które nie da się ustrzelić przeciwnika. W grze może uczestniczyć maksymalnie 12 graczy. Jeśli jest ich o połowę mniej, mecz staje się dużo mniej ciekawy - więcej czasu tracimy na znalezienie przeciwnika niż przeznaczamy na samą walkę. Zdecydowanie zabrakło choćby jednej mniejszej mapy, na której wygodnie walczyłoby się w mniejszych grupach. Brakuje też miejsc, gdzie przydawałby się karabin snajperski. Ukształtowanie map sprawia, że stosowanie go nie jest niczym uzasadnione. Prawdopodobnie Gameloft udostępni odpłatnie dodatkowe mapy (tak było w przypadku poprzedniej części), jednak na chwilę obecną liczba lokacji to duży minus.

Jeśli w meczu uczestniczy przynajmniej 10 osób, możemy liczyć na dynamiczną rozgrywkę. Mechanika została w dużym stopniu skopiowana z Call of Duty, jednak było to bardzo dobre posunięcie. Likwidowanie kolejnych przeciwników daje nam punkty doświadczenia, dostajemy je też za trafienia w głowę oraz asysty. Ponadto dużą rolę odgrywają nagrody za serie ofiar, odpowiednio użyte mogą zadecydować o wyniku meczu. Fragi zdobyte z ich pomocą nie są liczone jako kolejne punkty w serii. To bardzo dobre posunięcie twórców - dzięki temu zdobycie kolejnych nagród jest trudniejsze i nie daje graczowi olbrzymiej przewagi. Kolejnym rozsądnym krokiem jest pokazywanie gracza, który nas zabił. Dzięki temu coś takiego jak kamperstwo nie ma prawie miejsca. Do gry online wymagane jest połączenie z WiFi. W czasach szybkiego internetu mobilnego ograniczenie to jest mało zrozumiałe.

Obawiałem się, że sterowanie uniemożliwi wygodną grę na iPadzie. Okazało się jednak, że Gameloft przysiadł dłużej nad tym problemem i stworzył bardzo wygodny system kontroli postaci. Standardowe rozmieszczenie przycisków jest bardzo wygodne i intuicyjne, możemy je też dowolnie przesuwać na ekranie. Oczywiście do celowania można wykorzystać żyroskop, sam nie przepadam jednak za tym rozwiązaniem. Jedyną rzeczą, która kompletnie mi się nie spodobała to rzucanie granatów. W poprzednich częściach leciały one tam, gdzie wskazywał celownik. Tutaj mają one jednak dziwną trajektorię, przez co trafienie nimi tam, gdzie chcemy, jest praktycznie niemożliwe. Na szczęście celowanie z broni jest już bardzo wygodne. Bez problemu można nawet trafić mocno oddalonego przeciwnika z karabinu szturmowego, i to nawet bez celownika optycznego.

Fallen Nation mnie urzekło. Mimo tego, że bezczelnie wykorzystuje pomysły z Call of Duty, to jednak robi to wyjątkowo dobrze. Kampania jest bardzo wciągająca i widowiskowa, multiplayer nie ma sobie równych, grafika w połączeniu z udźwiękowienie tworzą natomiast bardzo dobrany duet, miażdżący niemal wszystko, co dotąd pojawiło się na iOS. Te wszystkie cechy mogłyby spokojnie opisywać tytuł, który zasługuje na najwyższą możliwą ocenę. Problem w tym, że w Fallen Nation pojawiły się też niedoróbki, o których nie sposób zapomnieć. Ogromne problemy z połączeniem w trybie dla wielu graczy, idiotyczne rzucanie granatami i mała ilość map sprawia, że grze daleko do ideału.

Ocena: 8/10

Modern Combat 3: Fallen Nation to aplikacja uniwersalna, przeznaczona dla iPhone'a, iPoda touch i iPada. Kosztuje 5,49€, możecie pobrać ją tutaj.