Ilość gier o zombie rośnie w olbrzymim tempie. W tej chwili chyba każde większe studio może się pochwalić przynajmniej jednym tego typu tytułem. Niestety, stworzenie wyróżniającej się z tłumu gry o żywych trupach jest chyba niebywale ciężkie. Taki wniosek można przynajmniej wysnuć po ujrzeniu (i zagraniu) w nową grę studia Madfinger. Dead Trigger - bo o niej mowa - skupia się, uwaga, na zabijaniu zombie. Czy jednak brak oryginalności oznacza też kiepską zabawę? Zapraszam do recenzji.

W grze wcielamy się w bezimiennego bohatera, który znalazł się w nienajlepszym czasie, złym miejscu, a przede wszystkim w fatalnym towarzystwie żywych trupów. Z niewiadomych przyczyn rozgrywkę rozpoczynamy z karabinem w ręku, więc pierwszy, wprowadzający etap pokonuje się bez większych problemów. Zadanie nie jest zbyt skomplikowane - przeżyć i nie dać się zjeść. Kiedy już uporamy się z przeciwnikami, w ładnym przerywniku filmowym widzimy, jak bohater traci swój oręż, w związku z czym musi zacząć na nowo kompletować uzbrojenie. Wprowadzenie jest bardzo krótkie, jednak nie wyobrażam sobie dłuższego samouczka w tego typu grze. Poprzez przesuwanie palcem po lewej stronie ekranu poruszamy postacią, natomiast po prawej widoczne są przyciski strzału i przeładowania. Na górze mamy z kolei radar, okrąg prezentujący ekwipunek oraz skróty do szybkiego skorzystania z niesionych przedmiotów. Interfejs jest prosty i przejrzysty, a samo sterowanie bardzo intuicyjne. W razie potrzeby istnieje możliwość dowolnego rozmieszczenia przycisków na ekranie czy też dostosowanie czułości przesuwania celownika.

Po zakończeniu tutoriala otrzymujemy bardziej różnorodne zadania - od znajdowania paczek i przenoszenia je we wskazane miejsce, przez zabijanie określonej liczby zombie czy przetrwanie określonego czasu w jednym kawałku, po pilnowaniu danego miejsca. Wszystko dzieje się oczywiście w wesołym akompaniamencie wystrzałów, przeładowywania, charczenia umarlaków i mało wyszukanych tekstów głównego bohatera. Cała rozgrywka skupia się wyłącznie na eksterminacji przeciwników i, wbrew pozorom, jest to jej największa zaleta, a nie wada. Każda misja to tak naprawdę mniejsza lub większa rzeź, której dokonujemy na niewielkiej mapie. Zamknięte obszary czynią rozgrywkę bardziej dynamiczną. Trudno znaleźć na nich miejsca, gdzie zombie nie będą mogły zajść nas od tyłu, przez co należy stale być w ruchu. Szkoda jednak, że autorzy nie pokusili się o większą ilość map. Te, które obecne są w grze, utrzymane są w bardzo podobnej stylistyce, na dodatek nie jest ich zbyt wiele. Nie oznacza to jednak, że wyglądają źle - wręcz przeciwnie, dzięki zastosowaniu silnika Unity (z którym Madfinger ma naprawdę duże doświadczenie) udało się uzyskać naprawdę dobrą grafikę. Mapy obfitują w detale - walające się na ziemi śmieci, zbryzgane krwią ściany czy też poniszczone wyposażenie budynków. Na uwagę zasługuje także woda, która wygląda wręcz niesamowicie. Ponadto posiadacze nowszych urządzeń z iOS zobaczą dodatkowe efekty świetlne, krople wody spływające po ekranie czy też unoszącą się z rur parę. Równie dobrze prezentują się modele postaci - są szczegółowe i dynamicznie oświetlone, na dodatek pokryto je teksturami w całkiem wysokiej rozdzielczości (jednak nie wystarczająco wysokiej, co widać na jedym z obrazków). Ponadto ich animacja nie pozostawia nic do życzenia, zmienia się ona bowiem w zależności od tego, w jakim tempie trupy się poruszają - od powolnego marszu po nieudolny bieg.

Rozgrywka jest bardzo dynamiczna. Jak już wcześniej wspominałem, gra składa się z krótkich zadań obfitujących w zabijanie zombie. Autorzy postarali się, by czynność ta była przyjemna i relaksująca. W zależności od posiadanej broni i siły ognia, jaką dysponuje, możemy pozbawić trupa rączki, nóżki, tudzież główki. O ile dekapitacja definitywnie kończy żywot zombiaka, to już pozbawienie go kończyn powoduje co najwyżej zmianę sposobu, w jaki będzie on atakował lub się poruszał. Z niektórych przeciwników wypada amunicja i pieniądze. Warto je zbierać, ponieważ naboje dość szybko się kończą, a gotówki na nowy sprzęt zazwyczaj brakuje. To, co wprawiło mnie w zachwyt, to moc broni. Autorzy sprawili, by każde naciśnięcie spustu skutkowało szerokim uśmiechem na twarzy gracza. Jeśli trafimy przeciwnika w ramię, to szarpnie się on w odpowiednim kierunku. Po trafieniu w ziemię usłyszymy dźwięk odbijającego się pocisku, a przy załatwieniu zobiaka z bliska rozbryzgnie się on po całym ekranie. Jeśli z kolei trup nie zdecyduje się rozlecieć na kawałki, to pofrunie on we właściwym kierunku i upadnie mniej lub bardziej zgodnie z prawami fizyki. Do tego dochodzi odstrzeliwywanie kończyn i detonowanie wybuchających beczek. Jeśli chodzi o przyjemność ze strzelania, to naprawdę ciężko znaleźć tej grze konkurenta. Jedynym problemem jest przeładowywanie broni. Jeśli wystrzelimy ze strzelby trzy naboje, to przy przeładowaniu bohater i tak wpakuje do niej pięć. To niby drobiazg, ale w przypadku bliskiego starcia z zombie ma on bardzo duże znaczenie.

Ważnym aspektem rozgrywki jest rozbudowa ekwipunku i rozwój bohatera. Tu niestety Madfinger pokazało się ze swojej najgorszej strony i położyło duży nacisk na płatności wewnątrz aplikacji. Sama gra jest tania, jednak nabycie niektórych broni, przedmiotów czy umiejętności wymaga wyłożenia dodatkowej gotówki. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nie dokupować niczego, jednak przez cały czas nie mogłem pozbyć się wrażenia, że otrzymałem produkt wybrakowany. Nawet bez dodatkowo płatnego sprzętu bohatera można znacznie ulepszyć. Najważniejszą rzeczą jest oczywiście broń - do dyspozycji oddano nam kilka pistoletów, strzelb i karabinów, zabrakło niestety broni do walki w zwarciu. Każdy oręż można też ulepszyć. Ponadto bohater może korzystać z różnego rodzaju przedmiotów - od bandaży, służących do leczenia po różnego rodzaju wspomagacze walki, jak choćby wielkie, obracające się ostrze. Postać można rozwijać również pod kątem własnych umiejętności - zwiększyć liczbę punktów życia czy też maksymalną ilość niesionego uzbrojenia i przedmiotów.

Dead Trigger nie jest grą wyjątkową. Nie jest też produkcją ponadprzeciętnie dobrą. Nie oznacza to jednak, że grając w nią, nudziłem się. Co to, to nie. Mimo wtórnych misji, niewielkiej liczby miejsc i powolnego rozwoju bohatera Dead Trigger pozwala na naprawdę dobrą zabawę, o ile będziemy serwować ją sobie w rozsądnych dawkach. Fakt, rozgrywka jest bezmyślna, przez co nie poczujemy się raczej jak Rick Grimes, a konieczność wydania dodatkowych pieniędzy, by cieszyć się wszystkimi atrakcjami może przeszkadzać. Dead Trigger miał naprawdę duży potencjał. Szkoda, że Madfinger nie w pełni go wykorzystało.

Ocena: 7/10

Dead Trigger jest grą uniwersalną, przeznaczoną na iPhone, iPoda touch oraz iPada. Kosztuje 0,79€, możecie pobrać ją tutaj.

**Uwaga!

Dzięki uprzejmości studia Madfinger mamy dla Was 1 kod na pobranie Dead Trigger z App Store. Otrzyma go osoba, która jako pierwsza odpowie na pytanie, które pojawi się w komentarzu pod tą recenzją dziś, pomiędzy godziną 19 a 20. Odpowiedzi należy udzielić poprzez napisanie komentarza pod tekstem.**